07 wrz ODT – Animal logic
Animal logic
Kocham psy. Wielu z nas kocha psy. Te czworonogi uwielbiamy za ich bezinteresowną miłość do ludzi. I chociaż sami z tym uczuciem mamy często problem, to cenimy sobie takie relacje. I dobrze, że chociaż tyle.
Mniej więcej w lutym 1982 roku po wcześniejszym wprowadzeniu stanu „W” pozwolono grać koncerty. Jesteśmy na Śląsku, zachwyceni że możemy znowu grać. Każdego dnia graliśmy po 2 – 3 koncerty. W sumie trzydzieści z okładem. Podróżowaliśmy autokarem marki San wyładowanym po dach naszymi gratami. Gitary, bębny, wzmacniacze, klawisze, i takie tam… Mieszkamy w jednym z Katowickich hoteli, którego wygląd i poetyka jest gatunku „meta była o dwa kroki stąd..” I faktycznie była. Którejś nocy kierowca budzi nas wszystkich i ryczy, że okradają nam autokar. Wypadamy z łóżek, kapoty na grzbiet, kamasze na nogi. Dalej sprawy mają się następująco:
Jest środek nocy, śnieg pozwala widzieć zupełnie nieźle. Z otwartego autokaru wypadają dwie postacie zaopatrzone w niezbyt ciężką zdobycz i zobaczywszy nas biegną co sił w nogach. Jedna w kierunku zabudowań z meliną, druga w kierunku rzeki Rawa. W tej samej chwili z za przylegającej do parkingu kamienicy wyłania się nocny patrol ZOMO w sile pięciu chłopa i pies.
Tworzy się następujący korowód: najpierw biegnie złodziej, potem długimi susami sadzi kierowca, za kierowcą najszybciej jak potrafimy my… Pięciu funkcjonariuszy początkowo stało nieruchomo i wyglądali jakby właśnie za pomocą zgrabnej teorii uporali się z wszelkim złem na planecie, ale w końcu ruszyli dziarskim marszem w kierunku oddalającego się złodzieja i grupy pościgowej. Owczarek natomiast, jak na profesjonalistę przystało nie dyskutując z nikim odpalił z czterech łap i płynąc po zaśnieżonej drodze błyskawicznie zmniejszał dystans. Po kilkunastu sekundach „Komisarz Rex” bezszelestnie nas wyprzedził i zaczynał zbliżać się do następnego biegacza, czyli kierowcy. I tu wydarzyło się coś fenomenalnego. Kierowca czując na plecach psi oddech odwrócił się i wykrzyczał do wilczka:
– Ja kierowca, ja dobry, ja nic złego nie zrobiłem, ten z przodu złodziej jebany wszystkiemu winien, łap go piesku za gacie…
Po takiej przemowie powywracaliśmy się w zaspy ze śmiechu. Po następnych kilku sekundach bohater pościgu siedział sobie grzecznie na udeptanym śniegu jak na psa milicyjnego przystało, a tuż przy jego pysku wyprostowany na baczność jak struna stał główny winowajca starając się nie oddychać.
Podobno po tak udanej akcji czworonoga awansowano, ale on na takie zaszczyty machał tylko ogonem, a do potomstwa zwykł mawiać:
– Szczeniaki moje… ludzie i tak mają pod górkę. Snują się na dwóch łapach, pcheł nie umieją łapać, jedzą jakąś zdrową żywność… niech im się przynajmniej wydaje, że są najważniejsi i najmądrzejsi. My psiaki i tak swoje wiemy…
t.