ODT – Każdy ma swoją Oławę…

ODT – Każdy ma swoją Oławę…

Plan bitwy pod Waterloo: https://guerrayhistoria.files.wordpress.com/2015/01/waterloo8pm.jpg,; zdjęcie rynku w Oławie: https://polska-org.pl/7185252,foto.html

Każdy ma swoją Oławę

Polska branża muzyczna, jak każda inna ma swoje mądre i prawdziwe porady życiowe dla muzyków. Jedną z nich jest znana maksyma o tym, że „bez gazu nie ma dżazu”. Ten artystyczny drogowskaz mówi nam mniej więcej o tym, że jak się muzyk napije wódeczki, to przepięknie gra, oraz śpiewa… Nic ująć, nic dodać.

Bodajże w 1976 roku, na progu mojej kariery rockowego perkusisty wraz z moimi przyjaciółmi, jako już wielki zespół „Budka Suflera” graliśmy tzw. „trasę wrocławską”. Dwadzieścia parę koncertów. W pierwszej części każdego z nich występował zespół „Test” z wokalistą Wojciechem Gąsowskim, gitarzystą Darkiem Kozakiewiczem, bębniarzem Maćkiem Czajem. To był dobry, sprawny zespół, a ich utwór „Przygoda bez miłości” wzbudzał szczery entuzjazm. Wiele by o tamtych trasach i tej konkretnej mówić, ale w mojej historyjce ważne jest tylko to, że wszystkie te dni wypełnione były treścią według zasady: dyscyplina rano, dyscyplina w południe, wieczór oraz w nocy. Na scenie koncentracja i maksymalny wysiłek. Mój młodociany organizm, oraz umysł nie akceptował innych rozwiązań. Absolutnie… Dobiliśmy do brzegu.

Na koniec trasy był bankiecik. Hotel, gorzała, obie kapele w komplecie godnie świętowały zakończenie świetnego cyklu koncertowego. Byłem wtedy bardzo młody. Mniej więcej do szóstej rano piłem, wyłem, tańcowałem, wygadywałem brednie, oraz wyczyniałem wszelkie brewerie przynależne takim imprezom. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

O dziewiątej rano przylazła pani organizator z Estrady. I zachwycona oświadczyła, że „dorobiła na szybko” dwie imprezy. W Oławie, w amfiteatrze dla stacjonujących wojsk radzieckich. Pierwszy o godzinie 11.00.  Dramat!!!

Nasz pracownik techniczny Grzesio próbował mnie reanimować. Skoczył na mnie i złamał mi dwa żebra. Potem wrzucił mnie do wanny i odrobinkę poparzył gorącą wodą. Faktycznie lekuchno się ożywiłem. Chciałem go zabić od razu, ale z możliwościami było słabo. Po wiaderku kawy z solą porzygałem się natychmiast. Ale to wszystko pikuś. Do stratowanej świadomości dotarł najbardziej bolesny fakt. Trzeba grać…

To co działo się na scenie trochę pamiętam, trochę znam z opowiadań. Grzesio, który naprawdę był i jest dobrym kolegą i porządnym człowiekiem pomógł mi wejść na scenę, posadził za bębnami i wio… Powiem krótko: to co się tam działo było straszne…  straszne i śmieszne. Zaprzeczało wszelkim kanonom muzycznym, estetycznym i dobrego wychowania. Żadne bredzenie nie zmieni faktu, że to było moje Waterloo.

Taki wstrząs oczywiście spowodował, że nigdy potem nawet nie pomyślałem o gazie i dżazie przed graniem. Cóż, historia stała się w branży głośna. Do dzisiaj mówi się: „każdy ma swoją Oławę”.

Ale, jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, a wydawało, że los obszedł się ze mną niesprawiedliwie, to dzisiaj mogę tylko podziękować  za wielki, wspaniały dar jaką była ta niezwykła lekcja na początku jakże ważnej i pięknej drogi… Dziękuję …

t.