02 lis ODT – O człowieku, który nie rzuca cienia
O człowieku, który nie rzuca cienia
Arek Smyk to największy gitarowy talent jaki spotkałem. Urodził się z całą przepastną torbą artystycznych argumentów które inni zdobywają tyrając ciężko przez długie lata. A Aruś to miał i koniec. Wybitnie uzdolniony, zrobił w życiu chyba wszystko, żeby ten dar zniszczyć. Ponieważ jest chudy jak nieszczęście wszyscy mówili o nim, że nawet cienia nie rzuca, no bo niby jak. Lata współpracy pokazały, że Arek był dobrym kolegą, wymarzonym kompanem do kieliszeczka i honorowym gościem. Jego wygląd na każdej granicy gwarantował mu rewizję osobistą.
Na początku lat dziewięćdziesiątych graliśmy kilka koncertów w Detroit. Mieszkańcy dumni byli z samochodów, które tam robią, oraz z drużyny NBA Detroit Pistons. Mieszkaliśmy u przeuroczej pani, Czeszki z pochodzenia mając do dyspozycji dolny segment jej domu. W tym miejscu mieszkaliśmy we trzech. Lipo, ja i Człowiek, który nie rzuca cienia. Sami „abstynenci”. Czuliśmy się ze sobą świetnie, rozumieliśmy się bez zbędnych słów. Do tej kompani dołączył jeszcze Pamperek. Pamperek to pies bokser pani gospodyni. Zwierzak miał skrajnie rasistowskie poglądy i na widok afroamerykanina, a w Detroit jest ich paru, gotowy był do natychmiastowego działania. Listonosz korespondencje i paczki przerzucał przez plot i za żadne pieniądze nie zbliżał się do posesji. Ale nas Pamperek pokochał całym swoim psim sercem. I takie jego psie prawo…
Pewnej nocy siedzimy i gadamy. No i od tego gadania napój się wyczerpał, więc trzeba coś kupić, bo o suchym ryju iść spać nie wypada. Było dobrze po północy. Wstałem i mówię że pójdę po flaszkę. Człowiek, który nie rzuca cienia też postanowił się przejść proponując, byśmy przy okazji wyspacerowali Pamperka. Do „likierstoru” było jakieś 500 metrów, więc postanowiliśmy pójść na skróty przez park. W Detroit, po północy, przez park, jeden kurdupel, drugi chudzina. To trzeba być idiotą albo na bani. Dziś jestem pewien, że spełnialiśmy oba warunki. Ale do sklepu doszliśmy. Za pomocą wspaniałej angielszczyzny porozumiałem się ze sprzedawcą, po czym sięgam do lewej kieszeni żeby uregulować należność wcześniej przygotowanym banknotem dziesięciodolarowym. I tu wtrącił się honorowy Arkadiusz, mówiąc, że tym razem to on zapłaci. Zanim zdążyłem zareagować wyciągnął grubaśny portfel i pośród pliku studolarówek zaczął szukać drobniejszych nominałów. Z zaciemnionego kąta sklepu dobiegł nas szelest i zobaczyliśmy czterech miejscowych afroamerykańskich obywateli, a żaden z nich nie wyglądał na właściciela Forda, ani gwiazdę NBA. Powolutku zbliżając się do nas mruczeli coś o grzesznych relacjach syna i mamusi… Później kretyna zabiję – pomyślałem czule o koledze rozglądając się zupełnie już trzeźwo po sklepie. Oceniając szanse ucieczki rozpatrywałem w myśli wariant poświęcenia zakupionej flaszki jako okupu, gdy za plecami usłyszałem warknięcie. W drzwiach stał Pamperek zachwycony i obśliniony perspektywą rozróby. Kocham psy, ale nigdy tak mocno jak wtedy Pamperka. Psisko było przywiązane do słupa za smycz. Ale przez Arunia, więc niedokładnie. No i przylazł zobaczyć co u nas słychać. Jego psia sława w tej dzielnicy była tak wielka, że wspomniany afroamerykański kwartecik, oraz sprzedawca bali się nawet oddychać. Psina uratował nasze białe tyłki, oraz portfel Człowieka, który nie rzuca cienia. Patrzy pewnie teraz na nas z wysokości Krainy Wiecznego Szczekania i szelmowsko się uśmiecha. Wie, że takie pomysły nie zawsze kończą się wesoło…
Człowiek, który nie rzuca cienia grał jeszcze z nami jakiś czas, po czym nasze drogi się rozeszły. Chciałbym w tym momencie powiedzieć, że stał się wielką gwiazdą, oczekiwanym gitarzystą w najlepszych studiach świata, że żyje w miłym domu z cudowną kobietą i radosnymi szkrabami. Ale nie mogę, bo to była by nieprawda, a poza tym ta historyjka nie jest o jednym człowieku, ale o nas wszystkich. Życie nie składa się tylko z nocnych wypraw po coś do picia. Nie dlatego nie rzucamy cienia bo jesteśmy szczupli, tylko dlatego, że na własne życzenie, przez własne zaniedbania i głupotę stajemy się niewidzialni. Wybaczcie mi proszę. Jest pierwszy listopada, Wszystkich Świętych, dzień rozmyślań, refleksji, wspomnień… Zióła, Bąbel, Zybek, Kafar, Szwejo, Paweł… Oni rzucali wielki, wspaniały cień na innych, na mnie też… Tak bardzo mi ich brak.
t.
Zdjęcie Detroit: http://dziennikzwiazkowy.com/ameryka/wladze-detroit-odcinaja-mieszkancom-wode-za-dlugi/, logo: https://www.nba.com/pistons/news/detroit-pistons-waive-martin-thomas-and-bachynski