ODT – Tralalinki z Hulagula…

ODT – Tralalinki z Hulagula…

 

Tralalinki z Hulagula

Od iluś lat, nieustannie każdego 14 lutego dokonuję sensacyjnego odkrycia. Przez całą tę dobę żyję w permanentnym przeświadczeniu, że nie ma absolutnie nic zdrożnego w tym, aby przez dwadzieścia cztery godziny być miłym i uroczym dla osoby, którą w pozostałe trzysta sześćdziesiąt parę dni zapewniamy o swoim głębokim uczuciu, chociaż z realizacją tych wyznań różnie bywa. I pomimo tego, że wychowałem się na wspaniałych dziełach mistrza Sienkiewicza oraz duma mnie rozpiera na wspomnienie Płowców, Grunwaldu, Wiednia etc., to nie przeszkadza mi fakt, że ani w moim dzieciństwie, ani w okresie młodzieńczych uniesień, ani wczesnej dorosłości tradycja walentynkowego święta nie była obecna wokół mnie. Ano, nie była, bo być nie mogła. Nie chcę się nawet mądrzyć, skąd się nagle wzięła. Wzięła się i już… I chociaż według powszechnej i słusznej opinii, że to nie jest nasza polska tradycja, to w każdym z nas są wszystkie te cechy, które potrzebujemy do tego, aby wspaniale ten dzień świętować.. W każdym jest odrobina wrażliwości, spokoju, tolerancji, dobroci, łagodności, miłości czy zrozumienia… Wystarczy tylko tej odrobiny użyć i dokonamy epokowego odkrycia. Odkryjemy, niczym Archimedes, że pomimo obcego pochodzenia, Walentynki, czy inne Tralalinki, w ogóle nam nie zagrażają, nie wyślą nas w niebyt, nie zrobią wyrwy na naszym honorze, ani niczego nie zabiorą… Gdy wiele lat temu przyjechałem do Lublina, to przyjechałem do ludzi, którzy z założenia nie cieszyli się opinią aniołów, bo byli rockowymi muzykami i mieli długie pióra. I też dokonałem odkrycia. Każdy z nich: Andrzej, Romek, Krzysiek miał swój walentynkowy świat i swoją Walentynkę… To ja byłem singlem z innej planety. Mogłem natomiast przez lata poczuć klimat i atmosferę normalnych, gościnnych domów, które to chwile do dzisiaj wspominam ze wzruszeniem i wdzięcznością. Zatem, niech żyją Tralalinki z Hulagula….

t.