07 gru ODT – Zemsta nietoperka…
Zemsta nietoperka…
Nietoperz w swojej podstawowej definicji to oczywiście ssak prowadzący głównie nocny tryb życia. Jedyny samodzielnie latający i budzący sporo różniących się od siebie emocji. Jednych przeraża, innych wręcz rozczula. To wampirkowate stworzenie kojarzy nam się często a nami samymi. Mianem nietoperza określamy bliźnich znanych z tego, że zdarza im się zapominać, są roztrzepani, rozkojarzeni, strzelają gafy… ale tak naprawdę to ich lubimy, bo nietoperki nie mają złych intencji. Polska branża muzyczna usiana jest nietoperkami, a jeden to właśnie się mądrzy stukając mozolnie w komputerową klawiaturę.
Było lato i dużo koncertów. Ponieważ oprócz naparzania w bębny zajmowałem się również naszym impresariatem, to starałem się tematykę koncertową mieć poorganizowaną na parę miesięcy do przodu. Scena, dźwięk, światło, transport, hotele, umowy, terminy i ta cała reszta, to tematy do ogarnięcia, ale trzeba uważać! Boguś był szanowanym, oraz lubianym przedsiębiorcą od techniki estradowej. Znakomite graty nagłośnieniowe, olbrzymia scena, zawodowy transport, świetni i kompetentni pracownicy. Dzwonię do Bogusia i nawijam, że tego a tego dnia, w Szczecinie, na takim a nie innym obiekcie, z takiej a nie innej okazji gramy duży koncert i potrzebuję to , to i to… czyli full wypasik. Lata współpracy sprawiły, że Boguś głupich pytań nie zadawał, informacje notował i zawsze wszystko grało na sto procent. Pełna profesja. Do rzeczonego koncertu było jeszcze ze trzy miesiące. Za jakieś dwa tygodnie z sekretariatu burmistrza tegoż miasta dzwoni asystent i prosi o zmianę terminu koncertu w związku z ważnym i smutnym wydarzeniem w tym regionie. Dobrze – mówię – rozumiem. Ustalamy mowy termin, a ja informuję wszystkich o zmianie. Wszystkich oprócz Bogusia. Dziura w pamiętniku. Rankiem w dzień pierwotnego terminu koncertu, o którym opowiadam jadę sobie z Mieciem Jureckim samochodem i wesoło gaworzymy. Wiesz co… – mówi Miecio – właściwie to dobrze, że teraz nie gramy w Szczecinie, bo… O w mordę, ale dałem ciała – wbijam się w zdanie koledze – Boguś nic k…a nie wie. Łapie za telefon i dzwonię. – Tomek – mówi Boguś – jedziemy, już mamy niedaleko, ale ta scena jest duża, więc wziąłem drugiego tira bo w jednego by się nie zmieściło. Ale wszystko będzie tak jak trzeba, nie bój nic… Przepraszałem go miesiące. Boguś był dobrym człowiekiem, oraz z Krakowa. Przebaczył. Ale w tamtym momencie na liście nietoperzy byłem w żółtej koszulce lidera. Za to, żeby była jakaś sprawiedliwość, inny nietoperz Grzesio, nasz techniczny, wyfasował mi niechcący i w najlepszej intencji taką sytuację… Dwa koncerty jednego dnia, w dwóch różnych miastach. Pakowanie po pierwszym koncercie i rozkładanie instrumentów przed drugim. Po załadowaniu bębnów do samochodu ze sprzętem mówię do Grzesia – Z czasem marnie, wnieś mi na scenę bębny. Jak dojedziemy, to szybko rozłożę i gramy. – Dobra, się zrobi. Dosiadam się do Lipy, Zióły i Cuga i zasuwamy na drugą sztukę. Przed salą wita nas spanikowany dyrektor sali i biadoli, że obsuwa czasowa, a na widowni oficjele. Nie słucham go, tylko biegnę na zaplecze sceny. Zderzam się z Grzesiem, który radośnie mnie informuje, że taki był dzielny wojak Grześ, że sam rozłożył bębenki, wiec zaraz można zaczynać. Rzucam okiem zza kulis: piece, mikrofony, bębny… niby wszystko jest. Koledzy i spanikowany dyrektor też już dotarli na zaplecze. Tomaszku, jak tam scena – pyta mnie Romek – OK, możemy jechać. Wychodzimy na scenę, siadam za bębnami… O rany… to nie dzieje się naprawdę!! Patrzę na moją perkusję i co widzę. Wszystko jest niby w porządku, ale… Duży bęben taktowy w mojej ówczesnej perkusji miał z jednej strony membranę, a z drugiej strony była pusta przestrzeń. Oczywiście do tej strony z membraną przykręcało się mechanizm zwany stopą, w którą jak się kopnęło, to następowało „bummm”. Tylko, że w tym momencie bęben był obrócony o 180 stopni i membrana która robi „bummm” była od strony widowni, a stopkę Grześ przykręcił od tej drugiej strony, gdzie nie ma nic. Ja zapamiętałem to tak: Jest uroczysta defilada, król i królowa na trybunie, ja siedzę na wspaniałym rumaku. Tylko twarzą do ogona i zamiast chwycić za grzywę i cwałować mogę go pocałować w końską dupę … Nietoperze wszystkich krajów łączcie się…
t.